piątek, 4 listopada 2011

12. Pierwsza wygrana

Tatusiu, to znowu ja, udało nam się, udało, udało, właśnie wróciłam z dekoracji, kurczę ciężkie te medale. 200 metrów spod COS-u do skoczni szliśmy prawie półtorej godziny, bo co chwilę ktoś podchodził, prosił o zdjęcie, autograf, albo po prostu po gratulować, a jeszcze chyba z półgodziny gadałam z mamą, Ale się ucieszyła, nie oglądała skoków, bo nasza TV nie transmituje młodzieżówki, dowiedziała się od cioci Zosi ,tej która zawsze twierdziła, że takie chucherko jak ja, nie da sobie rady w życiu i że najlepiej to powinniście mnie oddać do adopcji - teraz wiem czemu nigdy jej nie lubiłeś. Jej synek Rafałek, wygrzebał w necie transmisję na żywo i ciotka zadzwoniła do mamy, zapytać czy ta Simona Potocka, która właśnie wygrała - to ja??? Chciałabym zobaczyć jej minę kiedy dowiedziała się że tak.

Ale na tej skoczni wysoko, myślałam, że umrę, bałam się jak diabli,w głowie mi huczało, a serce to mi tak waliło, że o mało zawału nie dostałam, ale udało się, załapałam przy okazji jakieś tam punkty w klasyfikacji generalnej i jestem dwudziesta. Narazie!!!!!! Ale byłbyś dumny. A i najważniejsze. No może nie najważniejsze, ale też miłe. Kupię mamie porządną maszynę do szycia, żeby nie musiała się na tym starym gracie męczyć - 2,500 euro, chyba wystarczy?? Jak myślisz tato?? Ale na razie ci iii, to ma być niespodzianka.  Skończyło się skakanie za dyplomy ;p

A i jeszcze jedno. Mam coś, za co te panienki wystające pod COS-em dały by się pokroić. Wolny wstęp do świata skoczków. Te dziunie stojące po drugiej stronie bandy, godzinami czekające, żeby zobaczyć swojego idola, żebrzą o uśmiech, autograf, cokolwiek. A ja to mam na wyciągnięcie ręki i wiesz co tato, wcale to nie jest takie słodkie jak pokazują w telewizji.
Skoczkowie i ich wielka przyjaźń - dobre sobie, wcale nie cieszą się, ze zwycięstwa kolegi, a w drużynówkach jak ktoś nawali to strasznie po nim jadą.
Skoki, to ciężka rywalizacja, sława, nagrody, kasa. Zawsze mówiłeś, że tam gdzie w grę wchodzi kasa, nie ma miejsca na przyjaźń, coś w tym musi być. Jak wchodziłam do pokoju, słyszałam krzyki w pokoju Autów,  Morgi, ochrzaniał, tego chłopaczka, co ze mną skakał, że dał się babie pokonać, i że do niczego się nie nadaje, burak jeden.
Auci, nie ma co, ej no bez jaj, tato, Walduś Kiepski i spółka. Sfochowane, rozkapryszone bachory, nastawione na wygrywanie. Nie no dobrzy są, to fakt, ale aktorzy jeszcze lepsi. Dla prasy, mediów, ciu, ciu,ciu, a tak naprawdę jeden drugiego w kałuży by utopił. Heh, na następne zawody drużynowe miało jechać dziesięciu , a pojedzie sześciu - i dobrze im tak.
Norwedzy - duże dzieci - banda idiotów, nabijający się ze wszystkiego i wszystkich, chociaż ten Tom wydaje się sympatyczny, nawet mi po gratulował, chłopakom zresztą też.;p. Finów jeszcze nie znam, bo poza Ahonenem nikt się nie zjawił. Ale z niego Ufo jest, tato, ani się nie uśmiechnie, ani nic, jakaś ofiara zastrzyków  z botoxu czy jak?? Jeszcze nie wiem, ale się dowiem. Kocham cie tatusiu,Pa.

7 komentarzy:

muffin pisze...

Och, tak, Ahonen to po prostu mistrz charyzmy i mimiki twarzy. A ten jego uśmiech, to cud uwiecznić go na zdjęciu! No, ale nic, przynajmniej w świecie skoków jest się z kogo pośmiać :) Coraz bardziej nienawidzę Austriaków przez Twoje opowiadanie, bo rzeczywiście oni to takie debile, którym dobrze idzie skakanie. Ale trzeba im przyznać, że są strasznie przystojni! <3 Ale już jak się usłyszy ten niemiecki z ich ust, który brzmi jak rozkaz holokaustu to ten cały ich urok i słodycz znika! :D Przynajmniej z mojej perspektywy tak to wygląda. Milusio, że Simona wreszcie wygrała jakąś sumkę pieniędzy i chcę za nie kupić maszynę do szycia. To strasznie słodkie <3 I jeszcze wszyscy popamiętają genialną skoczkinię Simone Potocką! Pozdrawiam :*

Dori46 pisze...

Hahaah, kocham te piękne określenia Ahonena! ;D. Zbotoksowali biedaczka xdd.
Ajć, AUTy to rzeczywiście. I tak ich kocham, ale muszę przyznać, że nieźle po nich pojechałaś :D. I jeszcze raz brawka dla Simony :D. Coś czuję, że jeszcze nie raz wygryzie jakiegoś AUTa czy innego ;>
Pozdrawiam ;*
[weitesten-sprung]
[liebe-in-wien]

@ni@ pisze...

Cena sławy...;D Człowiek dwieście metrów przebywa w czasie co najmniej nieprzyzwoitym, bo nagle pojawia się tłum ludu, który koniecznie chce autograf/zdjęcie/ cokolwiek innego, byleby tylko związanego z idolem. Pewnie na dłuższą metę może to być męczące, ale przynajmniej na początku jest niezły ubaw.
No i wiadomo, za taką sytuację w jakiej jest Simona, tysiące fanek dałyby się żywcem pokroić;)
Pozdrawiam;*
[droga--do--gwiazd]
[resumption]

Gabrielle pisze...

O matko.
Simona jest szczera, nie ma co :D Nieźle zjechała Austriaków. Ahonena zresztą też. Jak można osądzać mistrza o wstrzykiwanie botoksu?! Skandal na skalę światową! Norwegów opisała zgodnie z prawdą - banda wariatów (w pozytywnym sensie :D). Ciotka Simony, czy kto to tam był, jest bezduszną, okrutną istotą. Oddać takie dziecko jak Simona do adopcji? Hłe, hłe, hłe, śmieszne.
Rozdział podoba mi się bardzo ;*

NicolAlice pisze...

Simona jeszcze dużo zdziała w świecie skoków,i jeszcze nie raz będzie na 1 miejscu. Jej krótki opis skoczków jest bardzo trafny :D Simonie życzę kolejnych zwycięstw a wierze,że będą jeszcze nie jedne;) Zapraszam na nowy rozdział :) http://nicolalice.blog.interia.pl/

meeeetka pisze...

http://wygracmarzenia-volleyball.blog.onet.pl/ zapraszam na nowy rozdział który się u mnie pojawił;) oczywiście jeśli masz ochotę. a jeśli nie to zignoruj tą wiadomość:) buziaki:*

meeeetka pisze...

Och genialne określenie Ahonena:D hehe... Co raz mnie lubie Autów przez to twoje opowiadanie..Jak fajnie że Simona wygrała. I w ogóle to że chce kupić mamie maszynę to też fajny gest. Jeszcze wszyscy popamiętają Simone Potocką:D czekam na kolejny:)